środa, 31 grudnia 2014

Od Atruxa ,,Dwa i pół roku" cz.4

Była noc. Obudziła mnie rozmowa rodziców. Byli w innej sali naszej jaskini. Oddzielała nas gruba ściana. Starali się mówić jak najciszej, ale ja i tak słyszałem każde słowo. Podszedłem na palcach do ściany i przycisnąłem do niej ucho.
-Enzo, nie uważasz, że powinniśmy powiedzieć Atruxowi prawdę?-w głosie mamy było zakłopotanie.
-Nie...on jeszcze nie jest na to gotowy-odpowiedział tata.
-Ale jak długo chcesz go trzymać w niepewności?
-Nie wiem, ale sądzę, że jest za wcześnie. Kto wie jak on to przyjmie-tata mówił bardzo stanowczym głosem.
-Wiesz, że im dłużej będziemy zwlekać, tym trudniej mu będzie to przyjąć? A co jeśli zła strona się odezwie? To będzie dla niego szok.
-Nic się nie stanie. Jeszcze nie ma w nim całości. Otrzyma ją później. Na razie najlepiej będzie o niczym mu nie mówić.
Tata nic więcej nie powiedział. Słyszałem jak kładą się z powrotem na posłanie. Zapadła cisza. Jedyne, co wciąż słyszałem, to łomotanie własnego serca. Nie wiedziałem co jest zimniejsze, czy ja, czy ściana, do której ciągle przykładałem bok głowy. O czym mówili? Jaka zła strona? Co jest we mnie niepełne? Myśli kłębiły się w mojej głowie. Żałowałem, że nie usłyszałem całej rozmowy. Rodzice coś przede mną ukrywali, a ja nie miałem pojęcia co. Byłem zmęczony tym całym zajściem. Była późna noc. Nie miałem siły iść do posłania. Nawet nie zauważyłem, kiedy moje powieki się zamknęły, a ciało osunęło na ziemię. 



Od Atruxa ,,Dwa i pół roku temu" cz.3

Wyszliśmy z mamą z jaskini. Poszliśmy nad rzekę oddaloną kilka kilometrów od naszego domu.
Mama pokazała łapą na roślinę, nad której działaniem wcześniej długo się zastanawialiśmy.
-Pamiętam to zielsko!-wykrzyknąłem.
-No jasne! Rozpracowałam synku jakie ma właściwości. Po trzech miesiącach mi się udało.
-Jejku, powiedz!-niecierpliwiłem się. Temat tego ziółka dręczył mnie bardzo długo.
-No dobrze, już-uspokajała mnie-Ma bardzo interesujące właściwości. Jak położysz ją na świeżą i głęboką ranę,
to zatamuje krwotok i nie będzie problemu.
-Nie możliwe!-sprzeciwiłem się-przecież ona pogłębia rany...
-A właśnie, że nie zawsze-uśmiechnęła się tajemniczo mama-Pogłębia małe zadrapania i niegroźne rany,
a co dziwne leczy niebezpieczne obrażenia. Niezłe co?
-Extra! W życiu bym na to nie wpadł!
-Wpadłbyś, ale później. Jesteś bystrym szczeniaczkiem-stwierdziła i potargała mnie.
-Oj mamo! Nie jestem już tym twoim ,,szczeniaczkiem"! Mam już pół roku!-oburzyłem się.
-No dobrze ty ,,nie szczeniaczku". Choć za mną. Coś ci pokarzę.
Poszliśmy po ścieżce na szczyt sporego wzgórza. Pokazała mi wielki krajobraz, który leżał tam w dole.
-Widzisz, teraz już wiesz wszystko o roślinach, co ja wiem. Znasz już każdą, jaką możesz tu znaleźć-powiedziała.
Popatrzyłem na panoramę, którą widzieliśmy. To wszystko wyglądało pięknie. Byłem z siebie dumny, że znam tyle roślin.
-Ale nie osiągnął bym tego bez nauczyciela-stwierdziłem i przytuliłem się do mamy. Powoli się ściemniało,
więc zaczęliśmy wracać. Po drodze mama mnie pytała  poszczególne gatunki roślin i ich właściwości.
Na wszystko odpowiedziałem śpiewająco. Mama powiedziała, że jest ze mnie dumna. Schowaliśmy się do jaskini równo ze słońcem.

Od Atruxa ,,Dwa i pół roku temu" cz.

Donieśliśmy zdobycz do naszej jaskini. Zacząłem rozglądać się po półkach.
-Czego tam szukasz?-chciał wiedzieć tata
-Mojego noża. Chcę mieć tę skórę!-powiedziałem wskazując łapą na jelenia.
-Na co ci taka skóra?-dopytywał się tata.
-Muszę przecież mieć w czym nosić zioła. Mama ma taką fajną torbę ze skóry i zawsze ma w niej,co potrzebuje!
-No tak, ale koniecznie chcesz z jeleniej?-zapytał tata.
-Myślę, że to odpowiedni materiał. Znalazłem!-powiedziałem i podniosłem swój nożyk ze skrytki.
-Dobra, zajmij się czym tam chcesz, a ja się trochę prześpię.-powiedział tata i ziewnął.
Tata się położył , a ja zabrałem się do pracy. Zjadłem nieco, a potem starannie zdjąłem skórę i
powiesiłem ją na ścianie,żeby później przygotować z niej chlebak.
Trochę mi to zajęło i nawet nie zauważyłem kiedy mama wślizgnęła się do jaskini.
Zaszła mnie od tyłu i poczochrała z zaskoczenia ze słowami:
-Jak tam? W garbarza się bawisz?-zapytała i zaśmiała się. Zawsze była wesołą wilczycą.
-Cześć mamo. Nie ja tylko przygotowuję materiał na chlebak-wyjaśniłem.
-Acha..... Nareszcie się zdecydowałeś z czego chcesz zrobić! Gotowy na dzisiejszą lekcję?-zapytała z uśmiechem.
-Myślę, że tak....jakby co, to tata śpi. -odpowiedziałem.
-Ach, dułgo już śpi?
-Nie wiem... możliwe...
-Enzo!-wykrzyknęła mama-My z Atruxem wychodzimy! Wrócimy pod wieczór!
Nagle zaspany tata wyszedł ze swojego posłania i zapytał:
-Jedliście już?
-Ja tak, ale mama raczej nie....-powiedziałem i popatrzyłem na mamę.
-Ziki, czemu ty tak mało jesz? Zagłodzisz się-powiedział tata z troską.
-Nie jestem głodna. Zjem później-powiedziała mama-Chodź już synku. Mam ci dużo do pokazania dziś.
Po tych słowach opuściliśmy jaskinię. 

Od Atruxa ,,Dwa i pół roku temu" cz.1

-Synek, wstawaj! Śniadanie!-zawołał ojciec pewnego ranka.
-Nie chcę!-powiedziałem-Chcę spać!
-No, no chłopie. Nie ma tak łatwo! Wiesz która godzina?
-Uch-ziewnąłem-Weź tato....
-Nie wybrzydzaj! Dzisiaj miałem cię nauczyć mojej techniki łowieckiej.
-Ojejku...-marudziłem.
-Atrux! Masz już wstawać i jeść szybko śniadanie!
-No dobra...
Po tych słowach wygramoliłem się z posłania i zjadłem udziec z jelenia, który przyniósł tata.
Wyruszyliśmy od razu po śniadaniu. Na łące były dwie łanie i jeleń. Chciałem zacząć atak,
ale ojciec przytrzymał mnie łapą. Popatrzył na mnie znacząco i zrozumiałem,że mam zostać tu, w ukryciu.
Ojciec zaczął podchodzić do jeleni przez wysoką trawę, a ja się przyglądałem. Podchodził cicho jak cień, niczym duch.
Był coraz bliżej, a zwierzyna go ciągle nie zauważała. Kiedy był w odległości metra od jelenia wyskoczył izacisnął szczęki na jego szyi. Po zabiciu tego jednego zaatakował łanie i powalił obie na ziemię.Podbiegłem do niego. Obejrzałem dokładnie jelenia. Gdyby zobaczył tatę wcześniej, mógłby pozbawić go życia jednym uderzeniem olbrzymiego poroża. Ojciec zapytał:
-Jak ci się podoba moja technika synku?
-Jest świetna!-wykrzyknąłem.
-No widzisz! Sam ją opracowałem. Pamiętaj, zawsze najpierw atakuj najsilniejszego osobnika!
Teraz chodź i pomóż mi wziąć te pyszności do jaskini.
-Ok, a co mamy w planach później?-zapytałem.
-Mama jak wróci, to pójdzie z tobą na kolejną ,,lekcję roślinną"- odpowiedział tata i się zaśmiał.
-A kiedy wróci?-niecierpliwiłem się.
-Nie wiem....kto wie gdzie tym razem polazła.

środa, 24 grudnia 2014

Święta,święta

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę szczęścia i radości. Z okazji nowego roku: pomyślności i.... DOBRYCH OCEN XD. A dla Atruxa(który ma urodziny 25 grudnia)-wszystkiego najlepszego! Wesołych Świąt i szczęśliwego nowego roku!

Od Eragona ,,Do watahy?" cz.2 (cd.Raylupus)

Basior zaczął uciekać. Wzbiłem się w powietrze i szybko go wyprzedziłem.
-Ej,ej. Zaczekaj. Co ci jest?-zapytałem.
-Nic... Nic takiego-odparł Raylupus patrząc z pszestrachem na zachodzące słońce.
-Przecież widzę...-westchnąłem.
-No...No...No dobra. Powiem ci. Ale to tajemnica-szepnął.-W nocy zamieniam się w takie dziwne coś. Można powiedzieć,że zła strona. Tylko,że to jest jeszcze jakby osobny byt okazujący się tylko i wyłącznie w nocy. Rozumiesz??-wyznał.
Wybuchnąłem śmiechem.
-Ja ci tu wyznaje co mnie dręczy,a ty się z tego śmiejesz?!-wykrzyknął Raylupus.
-Taaak.... Myślisz,że to ty masz źle? Serio?! Ja mam córkę-morderczynię(co mi się podoba) i ja jestem-zniżyłem głos.-SZATANEM.
Teraz on zaczął się śmiać.
-Ty? Szatanem.? Poważnie?-wyrechotał.
Z mojej piersi wydobył się pomruk. Zmieniłem się w siebie. Głupi zabrzmiało? Sorry...
-TERAZ MI WIERZYSZ?!-zagrzmiałem.
Spojrzałem na Raylupusa. Wyglądał inaczej. Podkulał ogon.
<Ech,Ray? Chce zobaczyć jak z tego wybrniesz. Powodzenia. XD>

piątek, 19 grudnia 2014

Od Raylupusa ,,Do watahy?" cz.1 (cd.Eragon)

Otworzyłem oczy. Rozejrzałem się uważnie dookoła. Odetchnąłem z ulgą. Żadnych trupów dookoła.
Wstałem i wystawiłem głowę z mojej jaskini. Słońce dopiero co się ukazało. Wziąłem głęboki wdech.
Moja jaskinia znajdowała się w wysokich partiach gór. Tylko tu mogłem mieć pewność, że ON nie skrzywdzi nikogo.
Rozprostowałem skrzydła i wzniosłem się w górę. Obserwowałem uważnie okolicę. Ani jednego jelenia czy sarny.
Po dłuższych poszukiwaniach upolowałem jedynie dwa chude zające. To niewiele. Westchnąłem. Mógłbym w prawdzie
przenieść się w inne miejsce, ale nie chciałbym nikogo skrzywdzić. To przekleństwo mnie wykończy! Zjadłem to co miałem,
lecz żołądek ciągle domagał się więcej. Zajrzałem do mojej tajnej skrytki. Tak! Był tam udziec jelenia! Zjadłem i od razu
zrobiło mi się lepiej. Nagle poczułem obcy zapach. Jakiś wilk tutaj jest! Wyjrzałem ostrożnie z jaskini i dostrzegłem basiora.
Również miał skrzydła. Mimo to, że był niecodziennie biało-czarno umaszczony, wyglądał dumnie i dostojnie. Po chwili on również zauważył moją obecność. Podleciał bliżej i zaczął:
-Kim jesteś?
-Nazywam się Raylupus.....co tu robisz?
-Wiesz...mój przyjaciel mówił, że wczoraj jak tędy szedł został zaatakowany przez wilka. Może wiesz coś o tym?-popatrzył na mnie podejrzliwie.
-To zależy-wymamrotałem.
-Niby od czego?-zadziwił się.
-Czy to było w dzień?-zapytałem.
-Raczej nie.....To wiesz coś o tym czy nie?
-Tylko tyle, że to nie byłem ja...-odpowiedziałem. Nie chciałem żeby wiedział o moim problemie.
-Mieszkasz tutaj sam?-zmienił temat.
-No...tak
-Ja nazywam się Eragon i ciągle poszukuję członków do mojej watahy. Może zechciałbyś dołączyć? A skoro jesteś tu sam..
-Do watahy?!-zdziwiłem się.
Popatrzyłem na niebo. Słońce było niebezpiecznie blisko horyzontu. Nie miałem czasu. Nie chciałem żeby ON skrzywdził Eragona. Nie mówiąc nic wzbiłem się w powietrze i zacząłem uciekać. Za jakieś 10 minut moja kolej się skończy.