Basior zaczął uciekać. Wzbiłem się w powietrze i szybko go wyprzedziłem.
-Ej,ej. Zaczekaj. Co ci jest?-zapytałem.
-Nic... Nic takiego-odparł Raylupus patrząc z pszestrachem na zachodzące słońce.
-Przecież widzę...-westchnąłem.
-No...No...No dobra. Powiem ci. Ale to tajemnica-szepnął.-W nocy zamieniam się w takie dziwne coś. Można powiedzieć,że zła strona. Tylko,że to jest jeszcze jakby osobny byt okazujący się tylko i wyłącznie w nocy. Rozumiesz??-wyznał.
Wybuchnąłem śmiechem.
-Ja ci tu wyznaje co mnie dręczy,a ty się z tego śmiejesz?!-wykrzyknął Raylupus.
-Taaak.... Myślisz,że to ty masz źle? Serio?! Ja mam córkę-morderczynię(co mi się podoba) i ja jestem-zniżyłem głos.-SZATANEM.
Teraz on zaczął się śmiać.
-Ty? Szatanem.? Poważnie?-wyrechotał.
Z mojej piersi wydobył się pomruk. Zmieniłem się w siebie. Głupi zabrzmiało? Sorry...
-TERAZ MI WIERZYSZ?!-zagrzmiałem.
Spojrzałem na Raylupusa. Wyglądał inaczej. Podkulał ogon.
<Ech,Ray? Chce zobaczyć jak z tego wybrniesz. Powodzenia. XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz